poniedziałek, 7 września 2015

Witaj szkoło!

Witaj nasza szkoło wesoła!
Witajcie przyjaciele nowi i starzy,
koniec wakacji, początek jeszcze lepszej zabawy!
Żegnajcie pola i łąki,
żegnajcie lasy i drzewa,
żegnajcie kwiaty i ptaki,
wracać do szkoły już trzeba.

Amelia, Va 


**********

Pora wracać do szkoły,
bo wakacje za nami.
Już pani nas woła
do naszej sali.
Tyle pracy i co z tym zrobić?
Wystarczy tylko się trochę przyłożyć.

Ala, Va

**********

Znów dzwonek w szkole zadzwonił,
znów trzeba tornistry założyć,
znów ptaków śpiew przywitał nas tego szkolnego dnia.
Dopiero co wakacje się skończyły,
a tu już tyle zmian.
Uczniów i nauczycieli przywitać już dziś czas.

Kasia, Va

**********

Witaj szkoło radosna i pełna uśmiechów.
Już czas do szkoły wrócić.
Przeczytać lektury.
Zacząć się uczyć.
Wakacje to już tylko wspomnienie.
Wspomnienie, o którym możemy już tylko opowiadać.

Marcin, Va




Pierwszy dzień w nowym roku szkolnym

Pierwszego września rozpocząłem naukę w nowej szkole - Szkole Podstawowej nr 37. Przeniosłem się ze Szkoły Podstawowej nr 38. To był dla mnie ogromny stres. Nowa szkoła, nowi koledzy, nowi nauczyciele - to wszystko mnie przerażało. Jednak dzień minął mi bardzo przyjemnie. Rozpoczęcie roku szkolnego zaczęło się od przedstawienia mnie nowym kolegom i koleżankom. Następnie odbył się apel. Pani dyrektor rozpoczęła rok szkolny oraz przywitała wszystkich po wakacjach. Później dwie uczennice recytowały wiersz. Na koniec każda klasa udała się do swoich sal, w których omówiono sprawy organizacyjne.

Mikołaj, Va

czwartek, 25 czerwca 2015

Wakacje
Lato, to taki piękny czas.
Wakacje wołają nas!
Gdy słońce świeci,
bawią się dzieci.
Zaś, gdy zapada noc,
w głowie snów i marzeń moc!
Opalasz się na plaży
lub kąpiesz się w wodzie.
A może jesteś w podróży w swoim samochodzie?
Czas wolny!
Już nie ma szkoły,
w twoim zeszycie zniknęły już wszystkie bazgroły.
To przecudowny czas!
Chodź, wakacje wołają nas!

Ada, IVb


Wakacje
Kwitną akacje,
w końcu to wakacje.
Dzieci piłkę odbijają,
starzy przyjaciele się spotykają.
Za dwa miesiące ze smutkiem powiemy: czasie miły,
wakacje się już skończyły.

Weronika, IVb


Lato
Lato nadchodzi,
lato się zbliża.
Cieszy się każdy dziś,
bo do szkoły nie trzeba będzie iść.
Już jest czerwiec, koniec szkoły
i cieszy nas ta myśl.
Choć  tęsknić będziemy trochę,
na odpoczynek mamy ochotę.

Hania, IVb





Marzenia się spełniają

                Pewnego zimowego dnia Arturowi bardzo się nudziło, przeglądał swoje rzeczy w meblach, nagle zobaczył w szufladzie tajemnicze pomarańczowe pudło.
Nigdy wcześniej go tam nie widział, kiedy je otworzył, stało się coś niewiarygodnego, w jednej chwili znalazł się w samym środku tego kartonu, a wraz z nim były tam jego marzenia, wspomnienia i sny. Od wielu lat Artur marzył, żeby spotkać Mańka z „Epoki lodowcowej” i tak się stało, jego ulubiony bohater dał mu odcisk łapy (autograf). Chłopiec był tym zachwycony, ni myśl o upływie czasu, po prostu dobrze się bawił, tak jak czasem my się cieszymy, kiedy dostaniemy długo wyczekiwaną rzecz.
Znalazł tam także wymarzone autko marki BOLID, które wyposażone było w silnik odrzutowy, dodatkowe światła oraz Walkie-talkie. W aucie tym podróżował po swoich wspomnieniach, marzeniach oraz snach. Dzięki wehikułowi czasu mógł podróżować po różnych czasach: teraźniejszym, przeszłym i przyszłym.
Niestety ta przygoda musiała się kiedyś skończyć i tak się stało, bo Artur się obudził.


Julia M., IVa

czwartek, 18 czerwca 2015

   Przygoda w starożytnej Grecji

Pewnego dnia na lekcji historii nauczyciel oświadczył, że za tydzień będziemy mieć sprawdzian z tematu: „Starożytna Grecja”.
   Następnego dnia nie pamiętałam już o teście. Dni mijały, a ja się nie uczyłam.
   W końcu nadszedł dzień sprawdzianu. Szłam wtedy do szkoły i spotkałam Alę, która przypomniała mi o teście. Chciało mi się płakać, bo w ogóle się nie uczyłam. Wpadłam do szkoły i od razu wyciągnęłam podręcznik do historii, przekartkowałam całą książkę, lecz nic nie zapamiętałam. Włożyłam ją do plecaka i ukryłam twarz w dłoniach. Wtedy coś zaczęło kłuć mnie w bok. To był czerwony przycisk. Zdziwiłam się, ale było mi wszystko jedno, czy go nacisnę, czy nie. I tak i tak dostanę jedynkę ze sprawdzianu.
   Po naciśnięciu przycisku zasnęłam, przynajmniej tak myślę, bo zrobiło mi się ciemno przed oczami.
   Po obudzeniu zobaczyłam, że nie jestem w szkole, tylko na górze, a obok mnie stoi  jakaś budowla. Wszyscy wokół mnie byli ubrani bardzo niecodziennie. Mężczyźni mieli długie włosy i brody, szaty przypominające ręczniki oraz sandały. Po chwili krzyknęłam z przerażenia, bo ja też miałam na sobie owe ubranie, tylko bez brody, rzecz jasna. Chciałam kogoś zapytać, gdzie jestem, lecz z moich ust wydobył się niezrozumiały dźwięk. O dziwo mężczyzna, do którego mówiłam, odpowiedział, a ja go zrozumiałam:
-Jesteś w Atenach, na Akropolu, przy Partenonie.
-A jak mogę dostać się do szkoły?- zapytałam, ponieważ chciałam być w szkole, a nie w nieznajomym miejscu.
-Przykro mi, szkoła jest tu tylko dla chłopców- odpowiedział miło. Wtedy zrozumiałam, że jestem w starożytnej Grecji.
-Mówił pan, że znajduję się tu Partenon. Co to?- chciałam to wiedzieć, by zaliczyć sprawdzian.
-Skąd ty się wzięłaś?!- krzyknął- Partenon to świątynia Ateny.
-A, Dziękuję.
   Uznałam, że mogę obejrzeć Ateny. Na początek poszłam na jakiś plac, gdzie stało mnóstwo stoisk, kupców i zwierząt. Prócz sprzedawców był tam tłum innych ludzi.
-Przepraszam, powie mi pani gdzie jestem?- zapytałam kobiety przeciskającej się obok mnie.
-Przecież to agora, dziś są tu stragany, a wczoraj mięliśmy tu salę sądową.
- Dobrze, dziękuję.- odpowiedziałam, a kobieta znowu zaczęła się przeciskać do przodu. Miałam już dość tego tłumu, poza tym bolał mnie nos, bo jakiś pan uderzył we mnie drzwiami przy wychodzeniu. Nagle zobaczyłam coś co przypominało nasz stadion, ale miało bardzo małe boisko.
-Przepraszam, jaki mecz tu się będzie odbywał?- zapytałam mężczyzny siedzącego na samym dole.
-To nie jest żaden, jak ty to nazwałaś „mecz”, tylko przedstawienie: „Król Edyp”- powiedział wyniosłym głosem.
- Dobrze, a czy mogę usiąść obok pana  i pooglądać?
-No… niech ci będzie, bo wyglądasz jakbyś była z zamężnej rodziny- odpowiedział już trochę milej.
- Dziękuję- powiedziałam i po pół godzinie tego pożałowałam. Gdy skończył się spektakl było już ciemno.
   Poszłam dalej. W końcu znudziło mi się już to chodzenie i stanęłam sobie obok drzew i odpoczęłam. I nagle coś zaczęło biec w moją stronę. To coś warczało!
   Szybko znalazłam czerwony przycisk, nacisnęłam go i byłam już w szkole. Okazało się, że tutaj czas się zatrzymał. Zadzwonił dzwonek na lekcję historii. Sprawdzian zdałam na piątkę!

Kasia, IVa




Przepis na dobry dzień

Weź kubek dobrego humoru,
dolej do niego trzy szklanki pomysłów.
Dosyp jeszcze szczyptę marzeń i szczęścia.
Z radością wymieszaj wszystkie składniki.
Odczekaj dobę i codziennie powtarzaj te czynności.


Ala, IVa

niedziela, 14 czerwca 2015

Teraz ja!
Mówię Wam, kiedy byłem w brzuchu mamy, nie było aż tak fajnie. Chociaż pływanie było trochę przyjemne. Wreszcie się urodziłem. Na początku niczego nie wiedziałem. Pierwsze słowo, które wypowiedziałem, to mama, później tata, w końcu Jasiu (to mój brat). Poznawałem wiele nowych rzeczy i słów. Myślałem jednak, że już zawsze będę taki mały. No i zadawałem sobie pytania, jak to się stało, że moi rodzice są duzi. W końcu zrozumiałem, że urośli. Od wtedy wiedziałem, że i mnie to czeka. W końcu nadeszły moje pierwsze urodziny. Dostałem dużo prezentów. Pomyślałam, że mogę je wymienić na drugą mamę. Powiedziałem o tym rodzicom. Strasznie się ze mnie śmiali. I tak, aż do tej pory, mam jedną mamę.
Kiedy trochę urosłem, poszedłem do przedszkola. I nie uwierzycie! Zacząłem sobie świetnie radzić, chociaż pierwsze dni były ciężkie. Dużo płakałem. No dobra, zacznę już mówić o szkole. W zerówce byłem najlepszym uczniem. Tak naprawdę to nie uczniem, a dzieciakiem. W zerówce jest się jeszcze dzieciakiem. Kiedy dotarłem do pierwszej klasy, pierwszy raz poszedłem na mecz – Śląsk Wrocław grał z Sevillą. Niestety nie był to dla nas szczęśliwy mecz. Przegraliśmy 0:5. Wtedy zaczęła się moja wyjątkowa przygoda z piłką, ale o tym za chwilę. W pierwszej klasie okazało się, że mój starszy brat jest moim wrogiem. Nie mogliśmy się dogadać. Był to też czas, kiedy moim rodzicom urodził się kolejny syn. Wtedy zrozumiałem, jak trudno być starszym bratem. Wróćmy jednak do mojej pasji.
Piłka nożna zawsze bardzo mnie interesowała. Zebrałem prawie wszystkie karty z piłkarzami i klubami. Trochę później dowiedziałem się, że zostanę gwiazdą klubu Witek Wrocław. Posłuchajcie, co nas spotkało.
Pewnego dnia klub Witek Wrocław trenował na swoim stadionie. Nagle stało się coś dziwnego. Bramka zniknęła! Zauważyłem to ja. Na tym jednak nie koniec. Zniknęła też nasza piłka.
– Trzeba wyjaśnić sytuację – powiedziałem.
Tuż obok był drugi stadion. Trenował tam Śląsk Wrocław. Okazało się, że to oni mają naszą piłkę. Nie chcieli się do tego przyznać i nie oddali piłki. Z pustymi rękami wróciliśmy do siebie. Zamurowało nas. Nagle wszystko wróciło na miejsce, ale…
– Kto pomalował boisko?! – krzyknął zdenerwowany Tomek.

Witek, IIa

poniedziałek, 1 czerwca 2015

Wiersze o patronie

Nasz patron


Nasz patron kardynał Wyszyński,

Uczy nas wszystkich,

Być dobrym, miłym, pomagać,

Mieć czas dla innych,

Nie kłamać,

Uśmiechać się i szanować,

Innym za pomoc umieć dziękować!



Marcel, IVb





Stefan Wyszyński


We Wrocławiu wyświęcony,

w służbie Bogu pochwalony.

Był Prymasem Tysiąclecia,

mówi do nas od stulecia.

Słowem Maryi nas nauczał:

szanuj, kochaj, nie dokuczaj.

Służ poradą i pomocą,

a anioły Cię uniosą.



Maks, IVb



Patron



Kanonizacji godny jest pewien człowiek:

Kardynał Stefan Wyszyński – patron naszej szkoły.

Był dobry i mądry, i bardzo uczciwy.

Kochał ludzi i ojczyznę,

w pracy był cierpliwy.

Jego mama umarła, gdy był w przedszkolu,

dlatego pomagał rodzinom oraz ludziom chorym.

Poprosił Maryję, żeby go kochała

i żeby w życiu mu pomagała.

Nasz kardynał był zawsze wesoły,

dobrze, że jest patronem naszej szkoły.



Hania, IVb




Nasz patron kochany

przez Boga wybrany.

Kochał wszystkie dzieci,

przykładem nam świeci.



Kardynał Stefan Wyszyński!

Choć już nie żyje,

wspomnienie o nim po wszystkie wieki przeżyje.



Weronika, IVb





Kardynał Stefan Wyszyński – patron naszej szkoły



Kto to taki?

Człowiek zawsze uśmiechnięty,

nie ma w nim nic z chwalipięty.

Kochał wszystkie dzieci jak swoje.

Przy nim niczego się nie boję.

Chciał, by opiekować się wszystkimi,

nawet tymi najbardziej chorymi.

Spotkanie z papieżem go nie ominęło,

na pomaganiu innym życie mu upłynęło.

Na prymasa został wybrany.

Nasz kardynał Wyszyński kochany.



Ada, IVb




Stefan Wyszyński



Kardynał Stefan Wyszyński

patronem naszej szkoły jest od wielu lat.

To sługa Boży i prymas Polski.

Ukończył on szkołę handlową w Łomży.

Wszystko – co najlepsze – po świecie o nim krąży.

Pośmiertnie odznaczony Orderem Orła Białego,

urodzony został sierpnia 3 roku 1901.



Krystian, IVb




piątek, 29 maja 2015

 Żółty żonkil symbolem życia

Żółty żonkil symbolem życia,
Nie mamy w tym nic do ukrycia.
Żółty żonkil symbolem nadziei,
I myślę, że to się nie zmieni.
Żółty żonki symbolem miłości,
My nie czujemy do nikogo złości.
Żółty żonkil symbolem pomocy,
Pomagamy i w dzień, i w nocy.


Kasia, IVa
Kamień i Róża

Dawno, dawno temu żyła sobie pewna dziewczynka o imieniu Róża. Nie znała swoich rodziców. Przez większość swojego życia błąkała się po ulicach, potem trafiła do sierocińca.
Pewnego dnia zjawiła się w nim pani, która miała na imię Dorota. Chciała przygarnąć Różę, lecz dziewczynka odmówiła.
- Dziękuję, ale... - powiedziała Róża.
- Nie. Nie zostawię cię tutaj, w tym starym sierocińcu! Powiedzmy, że dostajesz drugą szansę - powiedziała pani Dorota z uśmiechem.
- Drugą szansę... - myślała na głos dziewczynka. - Bardzo pani dziękuję!
Uściskała panią Dorotę. Potem poszła za nią do nowego domu. Gdy tam dotarły, pani Dorota przedstawiła jej domowników:
- Tam, w kuchni, widzisz wysokiego mężczyznę? - zapytała Różę, która przytaknęła. - To mój mąż, Jerzy. Twarz ma poważną, ale jest bardzo miły.
Pan Jerzy odwrócił się i uśmiechnął.
- Witam droga panienko!
Znów się odwrócił i wyłączył ogień na kuchence.
Pani Dorota uśmiechnęła się.
- Jest jeszcze jeden mieszkaniec! – zagwizdała. - Pompon! Chodź tu! Przywitaj się z Różą!
Po chwili tuż obok nogi pani Doroty zjawił się mały czarny piesek. Był ciemny jak smoła, cały w puszystej sierści, ledwo było widać jego małe, żółte oczka.
- Idź pobawić się z Pomponem do salonu, proszę. Zaraz przyjdę z jedzeniem - powiedziała pani Dorota i zniknęła za drzwiami.
Róża podeszła do Pompona i zaczęła z niechęcią go głaskać. Usłyszała rozmowę Jerzego z Dorotą. Rozmawiali o niej, lecz była za daleko, by dokładnie usłyszeć tę rozmowę. Po chwili przyszła pani Dorota z tacą, na której była jajecznica z bekonem i sok pomarańczowy.
- Proszę. Co prawda wygląda to na śniadanie… Ale jajecznica zawsze jest dobra! - pani Dorota podała Róży tacę.
Dziewczynka zjadła wszystko ze smakiem.
Pani Dorota poszła z Różą do drugiego pokoju.
- To jest sypialnia. Obok jest łazienka. A tam pokój gościnny. Będziesz w nim spała, dobrze?
Pani Dorota zaczęła pokazywać dziewczynce wszystko jeszcze raz, tylko dokładniej.
Po kilkunastu minutach Róża była już w łóżku. Leżała i rozmyślała o swoim życiu. Wiele lat spędziła na ulicy, żywiąc się tym, co znalazła. Potem trafiła do sierocińca… Niechciana przez nikogo. Nic nie potrafiła. Nagle przygarnęła ją dobra osoba… Zastanawiała się, co mówiła o niej pani Dorota i co mówił pan Jerzy. Pewnie o tym, jaka jest brzydka…
Nawet nie zauważyła, gdy nagle w jej pokoju pojawił się mały, niebieski dymek, a potem wyłoniła się z niego jakaś piękna kobieta. Dziewczynka przestraszyła się, gdy ją ujrzała.
- Kim pani jest? Skąd się tu pani wzięła? - zawołała przestraszona.
- Spokojnie, nie bój się! Jestem wróżką marzeń - odpowiedziała piękna kobieta i machnęła różdżką. W jej ręce pojawił się mały naszyjnik z niebieskim kryształem.
- Proszę! - Wróżka rzuciła Róży naszyjnik. - Wypowiedz życzenie, a ono się spełni. Możesz spełnić swoje marzenia. Ale uważaj, jeśli będziesz za dużo używać magii i staniesz się chciwa, wtedy zamienisz się w gołębia!
Róża założyła naszyjnik. Podziękowała wróżce, która po chwili zniknęła…
Rano dziewczynka przypomniała sobie o naszyjniku. Wciąż był na jej szyi. Zapiszczała z radości.
- Czego by tu sobie zażyczyć? Ach, wiem! Chcę mieć nowe, modne ubrania! - natychmiast była ubrana w luźną, różową bluzkę w białe pasy. Na nogach miała czarne rajstopy i niebieskie, krótkie spodenki, które w niektórych miejscach miały różowe paski. Białe trampki z czarnymi sznurówkami dopełniały całości. Wyglądała pięknie.
Do pokoju weszła pani Dorota.
- Czemu piszczałaś? Och! Jak ładnie wyglądasz! Ale przecież ja nie miałam takich ubrań, skąd je wzięłaś? Jak to możliwe? A co to za naszyjnik? Nic nie rozumiem…
- Spokojnie, to magiczny naszyjnik! Dostałam go od wróżki!
Pani Dorota wytrzeszczyła na dziewczynkę oczy. Nie wierzyła własnym oczom i uszom. Wyglądała, jakby miała zemdleć.
- Jak to? Przecież... Magia? To niemożliwe! Ale... wróżka? Co? E tam, zmyślasz. Jak? Kiedy? Nic nie rozumiem! - pani Dorota nie mogła zebrać myśli.
- To niech pani zrozumie! Będę bogata! Zamieszkam w pałacu! Będziecie mogli mnie odwiedzać! Będę królową świata! Cokolwiek zechcę, spełni się. Teraz pani rozumie? - odpowiedziała Róża z entuzjazmem.
- Kochanie, chociaż wciąż w to nie wierzę, to i tak coś ci powiem - powiedziała pani Dorota. Miała bardzo poważną minę. - Nie przesadzaj. Możesz zażyczyć sobie trochę pieniędzy, ale nie bogactwo. Możesz wyczarować sobie pałac, ale malutki. Pomyśl, że tam, gdzie byłby twój pałac, mieszkają ludzie. Ich domy zostaną zniszczone! Nasi sąsiedzi, tak jak i my, nie mają tak dużo pieniędzy, by przeprowadzać się z dnia na dzień. A królowa świata? Nie jesteś nawet pełnoletnia. Poza tym, nikt nie chce, aby ktoś nim władał. A zwłaszcza dziecko…
Róża przysłuchiwała się temu z niedowierzaniem.
- Nie jestem dzieckiem! Poradziłam sobie na ulicy! Dorosły by tak nie potrafił! Nie chce pani, abym była bogata, bo sama chce pani taka być! Chce pani zostać królową! Dlatego tak na mnie pani krzyczy! - krzyknęła rozzłoszczona Róża.
- Nie, to nieprawda! Moje życie mi się podoba. Nie potrzebuję bogactw i pałaców. Nie chcę ci niczego odbierać. Chcę tylko, byś nie przesadziła. Ja... - nie skończyła pani Dorota, bo czuła, że się zapada. Miała rację. Róża wyczarowała pod nią ruchome piaski.
- To za to, że chcesz mnie okraść! - zawołała dziewczynka.
- Nie, kochanie! Nie chcę cię okraść! Wyciągnij mnie! To jest złe! Pomóż! - rozpaczała biedna Dorota.
- Uwolnię cię, jak już będę królową! Chcę mieć na sobie suknię! - i natychmiast była ubrana w różową sukienkę.
- Teraz chcę być bogata! - i obok dziewczynki pojawiło się mnóstwo worków złota i drogocennych kamieni.
Po chwili do pokoju wpadli pan Jerzy i Pompon.
- Co tu się dzieje?! O mateńko! Róża! Coś zrobiła?! Co to za złoto? Ukradłaś? Oddaj je! - krzyknął. Pompon zaczął szczekać.
- Nie oddam złota! Nie ukradłam go! A teraz mi nie przeszkadzaj! – odpowiedziała, zapatrzona w magiczny naszyjnik. Wyczarowała ruchome piaski i pod Jerzym. A Pompona uciszyła.
- Teraz chcę, by wszyscy ludzie na świecie byli moimi poddanymi! A moim pierwszym rozkazem będzie, aby się przede mną ukłonili - nagle pan Jerzy i pani Dorota ukłonili się nisko przed Różą.
- Dlaczego to robisz? Byłaś taka nieśmiała, taka miła! - powiedziała zrozpaczona i pochylona pani Dorota.
- Ja, ja... robię to, bo... - na chwilę dziewczynce zakręciło się w głowie. Lecz potem się ocknęła. - Całe życie spędziłam na ulicy lub w starym sierocińcu, niechciana, biedna, niewidoczna... Teraz mam okazję pokazać wszystkim ludziom, jak to jest! Będę ich traktowała tak, jak traktowali mnie!
- Nie rób tego! - krzyknął Jerzy.
Nagle magiczny kamień przestał świecić. A ruchome piaski zniknęły. Jej suknia oraz całe złoto również zniknęły. Sama Róża się skurczyła. Po chwili zamiast rąk miała skrzydła. Potem zamieniła się w gołębia. I pojawiła się wróżka. Otworzyła okno i Róża - gołąb odleciała.
Wróżka była bardzo smutna z powodu tego, co się stało. Wymazała pamięć Jerzemu i Dorocie. Potem zabrała kamień i zniknęła.
Teraz Róża lata gdzieś po świecie, znów starając się przetrwać. Lecz przynajmniej teraz potrafi latać…
Więc pamiętajmy: CHCIWOŚĆ NIE MA PRZYSZŁOŚCI.
A wróżka schowała gdzieś magiczny kamień. Może go kiedyś odnajdziesz?

Ada, IVb
Wodny świat

Gdzieś było czuć zapach słonej wody i szum fal, gdzieś daleko, a może gdzieś blisko, w małym domku zbudowanym przez mojego praprapradziadka mieszkałam ja - Zuzanna. Dom był z drewna. Miał trzy pokoje, cztery okrągłe okna oraz kwadratowe drzwi. Pewnie wyda Wam się to dziwne, ale tak było naprawdę. Mój pokój był mały. Miałam w nim łóżko, szafę i kilka zabawek. Pokój moich rodziców był całkiem duży. Było w nim dużo książek, których zapach unosił się w całym pokoju. W naszym domu nie znajdował się ani komputer, ani laptop, nie mieliśmy telefonów czy radia, panowała w nim cisza.
Pewnej nocy zdarzyło się coś dziwnego. Usłyszałam niepokojące dźwięki, jakby szeptanie, może stukanie, szeleszczenie. Natychmiast wstałam z łóżka. Poszłam obudzić rodziców. Tata spał jak kamień, nie mogłam go obudzić. Na szczęście chwilę później wstała z łóżka mama. Powiedziałam jej, że słyszałam dziwne dźwięki. Mama odparła, że to szum fal, a może myszy. Słowa mamy trochę mnie uspokoiły. Pomyślałam, że te dźwięki mi się wydawały. Weszłam do łóżka rodziców i zasnęłam. Jakiś czas później znowu usłyszałam coś dziwnego. Miałam już tego dość! Otworzyłam drzwi i wybiegłam na dwór. Morze było spokojne. Zauważyłam jednak jaskrawe, żółte światło. Było słychać także muzykę i śpiew. Zapatrzyłam się przed siebie i chwilę później usłyszałam wołanie:
- Dziewczynko, błagam, pomóż mi!
Zobaczyłam leżącego na plaży chłopca. Szybko do niego podbiegłam. Chłopiec trzymał coś błyszczącego w ręce. To był naszyjnik z dużym niebieskim kamieniem. Zabrałam naszyjnik i schowałam go do kieszeni. Zaproponowałam chłopcu, żeby poszedł ze mną do domu. Mama zdziwiła się na jego widok, ale pościeliła mu łóżko, żeby odpoczął. Potem powiedziała, że szczegóły ustalimy rano.
Następnego dnia…
Chłopiec obudził się zaraz o świcie. Przybiegłam do niego i zapytałam, jak się nazywa. Chłopiec powiedział, że nazywa się Oskar i ma 11 lat. Byliśmy w tym samym wieku. Mama poprosiła, żebym poszukała czegoś na śniadanie, a ponieważ nie za wiele było w kuchni do jedzenia, poszliśmy razem do lasu. Mieliśmy wtedy dużo czasu, więc mogłam go pytać o wszystko, co mnie interesowało. Gdy zapytałam, jak się tu znalazł, chłopiec odpowiedział:
- Pamiętam, że … była burza. Pobiegłem z mamą, żeby gdzieś się ukryć, ale burza zniszczyła nasz dom. Patrzyłem na morze i zauważyłem światło. Tak się na nie zapatrzyłem, że zapomniałem o całym świecie. Nie wiem, jak się tu znalazłem, nie mam pojęcia, co się stało z moją mamą.
Poczułam, że Oskarowi robi się smutno i postanowiłam zmienić choć na chwilę ten przykry dla niego temat. Znalazłam kilka malin, a Oskar przyniósł garść poziomek. Nie było tego za wiele, ale starczyło na skromny posiłek. Gdy zaspokoiliśmy swój głód, wyruszyliśmy w głąb lasu.
Las wzbudzał w nas lekki niepokój, ale szliśmy dalej przed siebie. Nagle stało się coś nieoczekiwanego. Tuż nieopodal zarośli, na ciemnozielonym mchu, leżała piękna złota suknia. Ozdobiona warkoczami z kwiatów. Bardzo to nas zdziwiło i zastanawialiśmy się, kto mógł zostawić tu tak piękną suknię i dlaczego? Rozejrzeliśmy się, ale nikogo nie było w pobliżu. Nasza ciekawość była tak wielka, że postanowiliśmy iść dalej. W oddali dostrzegliśmy błyskające światło. W jego wnętrzu czaiła się tajemnica.
Przez chwilę staliśmy nieruchomo, a potem podeszliśmy do niego bliżej, aby zobaczyć je dokładnie. Włożyłam rękę do wnętrza światła. Poczułam tam ciepło i wilgoć. Oskar chwycił mnie wtedy za drugą rękę i mocno przytrzymał, ale to i tak nic nie dało. Wpadliśmy do wnętrza światła, jakby wciągnęła nas jakaś nieznana nam siła. Gdy otworzyliśmy oczy, zobaczyliśmy, że otacza nas wodna przestrzeń. W pierwszej chwili zaczęliśmy z przerażeniem łapać powietrze, ale gdy tylko się uspokoiliśmy, zaczęliśmy swobodnie oddychać pod wodą.
Unosiliśmy się na wodzie i choć byliśmy przerażeni, to w głębi serc czuliśmy, że nic nam nie grozi. Kiedy odwróciliśmy się za siebie, naszym oczom ukazał się ogromny zamek. Oskar chwycił mnie mocno za rękę i podpłynęliśmy do bramy prowadzącej do wnętrza tajemniczego królestwa. Zapukaliśmy trzy razy. Brama uchyliła się lekko i pojawiła się postać w czarnym kapturze. Widzieliśmy tylko jej głęboko zielone oczy. Zdziwiła się na nasz widok i zaczęła wypowiadać jakieś dziwne słowa, których nie rozumieliśmy:
- O mito fo, o mito fo, o mito fo!
Pomyślałam wtedy, że to już koniec i jesteśmy w miejscu, którego nikt nie zna i możemy spodziewać się wszystkiego, nawet najgorszego. Ku naszemu zdziwieniu dziwna postać otworzyła szeroko drzwi, zdjęła z głowy kaptur i uśmiechnęła się do nas szczerze. Wzbudziła nasze zaufanie i weszliśmy do środka. Wchodząc potknęłam się i upadłam, a z kieszeni wypadł mi naszyjnik, który znalazłam przy Oskarze. Podniosłam go i ułożyłam na dłoni. Był cały gorący, prawie parzył. Poczułam jakby czas zatrzymał się na chwilę, a kiedy się ocknęłam usłyszałam wiele głosów. Nade mną stały istoty, których nigdy nie widziałam. Były bardzo wysokie, miały duże szpiczaste uszy i zielono jasne oczy. Były piękne. Dużo mówiły, coś śpiewały, teraz już rozumiałam co mówią.
- Ta mała dziewczynka zbawi nasz świat…
Byłam słaba, nie mogłam się ruszać, obok łóżka, na którym leżałam, klęczał Oskar. Powiedział, że bardzo się cieszy, że się przebudziłam, że w momencie gdy dotknęłam naszyjnik zaczął rozumieć mowę istot, które nas otaczają. Opowiedział, że jesteśmy wśród Elfów, którzy są bardzo dobrzy i kochający i pomogą nam wrócić do naszych domów do rodziców. Dowiedzieliśmy się od nich, że znaleźliśmy się w ich świecie przez burzę, która tylko raz na milion lat w połączeniu ze światłem księżyca łączy się z horyzontem morza, tworząc magiczne przejście do ich świata.
Usiadłam na łóżku i poczułam, że jesteśmy pod dobrą opieką, przytuliłam Oskara, a Elfy przytuliły nas. Wtedy usłyszałam jak powtarzają:
- Przyjdzie dzień, gdy dziewczynka zbawi nasz świat, ale jeszcze nie dziś, jeszcze nie czas…
Gdy otworzyliśmy oczy znaleźliśmy się na plaży, a w oddali słychać było głosy:
- Dzieci, nasze kochane dzieci ….
Wróciliśmy do domu cali i zdrowi. Długo rozmyślaliśmy o tym, co nam się przytrafiło. Nawet, kiedy Oskar wrócił już do swojego domu – jego rodzice odnaleźli go po kilku dniach poszukiwań – nie byłam pewna, czy to wszystko było prawdziwe. Ale na pewno była to niesamowita przygoda.

Amelia, IVa