niedziela, 14 czerwca 2015

Teraz ja!
Mówię Wam, kiedy byłem w brzuchu mamy, nie było aż tak fajnie. Chociaż pływanie było trochę przyjemne. Wreszcie się urodziłem. Na początku niczego nie wiedziałem. Pierwsze słowo, które wypowiedziałem, to mama, później tata, w końcu Jasiu (to mój brat). Poznawałem wiele nowych rzeczy i słów. Myślałem jednak, że już zawsze będę taki mały. No i zadawałem sobie pytania, jak to się stało, że moi rodzice są duzi. W końcu zrozumiałem, że urośli. Od wtedy wiedziałem, że i mnie to czeka. W końcu nadeszły moje pierwsze urodziny. Dostałem dużo prezentów. Pomyślałam, że mogę je wymienić na drugą mamę. Powiedziałem o tym rodzicom. Strasznie się ze mnie śmiali. I tak, aż do tej pory, mam jedną mamę.
Kiedy trochę urosłem, poszedłem do przedszkola. I nie uwierzycie! Zacząłem sobie świetnie radzić, chociaż pierwsze dni były ciężkie. Dużo płakałem. No dobra, zacznę już mówić o szkole. W zerówce byłem najlepszym uczniem. Tak naprawdę to nie uczniem, a dzieciakiem. W zerówce jest się jeszcze dzieciakiem. Kiedy dotarłem do pierwszej klasy, pierwszy raz poszedłem na mecz – Śląsk Wrocław grał z Sevillą. Niestety nie był to dla nas szczęśliwy mecz. Przegraliśmy 0:5. Wtedy zaczęła się moja wyjątkowa przygoda z piłką, ale o tym za chwilę. W pierwszej klasie okazało się, że mój starszy brat jest moim wrogiem. Nie mogliśmy się dogadać. Był to też czas, kiedy moim rodzicom urodził się kolejny syn. Wtedy zrozumiałem, jak trudno być starszym bratem. Wróćmy jednak do mojej pasji.
Piłka nożna zawsze bardzo mnie interesowała. Zebrałem prawie wszystkie karty z piłkarzami i klubami. Trochę później dowiedziałem się, że zostanę gwiazdą klubu Witek Wrocław. Posłuchajcie, co nas spotkało.
Pewnego dnia klub Witek Wrocław trenował na swoim stadionie. Nagle stało się coś dziwnego. Bramka zniknęła! Zauważyłem to ja. Na tym jednak nie koniec. Zniknęła też nasza piłka.
– Trzeba wyjaśnić sytuację – powiedziałem.
Tuż obok był drugi stadion. Trenował tam Śląsk Wrocław. Okazało się, że to oni mają naszą piłkę. Nie chcieli się do tego przyznać i nie oddali piłki. Z pustymi rękami wróciliśmy do siebie. Zamurowało nas. Nagle wszystko wróciło na miejsce, ale…
– Kto pomalował boisko?! – krzyknął zdenerwowany Tomek.

Witek, IIa