Teraz ja!
Mówię Wam, kiedy byłem w brzuchu mamy, nie było aż
tak fajnie. Chociaż pływanie było trochę przyjemne. Wreszcie się
urodziłem. Na początku niczego nie wiedziałem. Pierwsze słowo, które
wypowiedziałem, to mama, później tata, w końcu Jasiu (to
mój brat). Poznawałem wiele nowych rzeczy i słów. Myślałem jednak, że
już zawsze będę taki mały. No i zadawałem sobie pytania, jak to się
stało, że moi rodzice są duzi. W końcu zrozumiałem, że urośli. Od wtedy
wiedziałem, że i mnie to czeka. W końcu nadeszły moje pierwsze urodziny.
Dostałem dużo prezentów. Pomyślałam, że mogę je wymienić na drugą mamę.
Powiedziałem o tym rodzicom. Strasznie się ze mnie śmiali. I tak, aż do
tej pory, mam jedną mamę.
Kiedy trochę urosłem, poszedłem do przedszkola. I nie
uwierzycie! Zacząłem sobie świetnie radzić, chociaż pierwsze dni były
ciężkie. Dużo płakałem. No dobra, zacznę już mówić o szkole. W zerówce
byłem najlepszym uczniem. Tak naprawdę to nie uczniem, a dzieciakiem. W
zerówce jest się jeszcze dzieciakiem. Kiedy dotarłem do pierwszej klasy,
pierwszy raz poszedłem na mecz – Śląsk Wrocław grał z Sevillą. Niestety
nie był to dla nas szczęśliwy mecz. Przegraliśmy 0:5. Wtedy zaczęła się
moja wyjątkowa przygoda z piłką, ale o tym za chwilę. W pierwszej
klasie okazało się, że mój starszy brat jest moim wrogiem. Nie mogliśmy
się dogadać. Był to też czas, kiedy moim rodzicom urodził się kolejny
syn. Wtedy zrozumiałem, jak trudno być starszym bratem. Wróćmy jednak do
mojej pasji.
Piłka nożna zawsze bardzo mnie interesowała. Zebrałem
prawie wszystkie karty z piłkarzami i klubami. Trochę później
dowiedziałem się, że zostanę gwiazdą klubu Witek Wrocław. Posłuchajcie,
co nas spotkało.
Pewnego dnia klub Witek Wrocław trenował na swoim
stadionie. Nagle stało się coś dziwnego. Bramka zniknęła! Zauważyłem to
ja. Na tym jednak nie koniec. Zniknęła też nasza piłka.
– Trzeba wyjaśnić sytuację – powiedziałem.
Tuż obok był drugi stadion. Trenował tam Śląsk
Wrocław. Okazało się, że to oni mają naszą piłkę. Nie chcieli się do
tego przyznać i nie oddali piłki. Z pustymi rękami wróciliśmy do siebie.
Zamurowało nas. Nagle wszystko wróciło na miejsce, ale…
– Kto pomalował boisko?! – krzyknął zdenerwowany Tomek.Witek, IIa