Niezwykła
podróż Frediego i Colina
Fredi
i Colin przyjaźnią się od wielu lat. Fredi ma 13 lat i jest
średniego wzrostu, a Colin ma 12 lat i 9 miesięcy, i jest nieco
większy od Frediego. Obaj mieszkają w Grindfilds. Jest to mała
dolina, gdzie dzieje się wiele ciekawych rzeczy. Fredi mieszka w
małej chatce, tak samo jak Colin. Co roku w pierwszy dzień lata
przyjeżdża dziadek Frediego, który jest znany z wygłaszania
ciekawych opowieści i magicznego zachowania. Ma na imię Malamar. Ma
84 lata, ale niektórzy mówią, że ma więcej niż 200 lat.
-
Mam nadzieję – powiedział Fredi. – Że w tym roku będzie tak
samo jak zawsze i dziadek będzie nas zadziwiał tajemniczymi
opowieściami o swoich podróżach.
Chłopcy
czekali na niego od rana z niecierpliwością. Zjedli śniadanie i
pobiegli do ich kryjówki na wysokim drzewie, skąd było widać całe
Grindfilds. Gdy wspięli się na górę, z okna ich chatki zobaczyli
człowieka ubranego jak czarodziej. Wtedy Fredi krzyknął:
-
To Malamar! Pobiegnijmy go przywitać.
Gdy
do niego biegli, dziadek zobaczył ich z daleka. Odwrócił się w
ich stronę, podszedł mówiąc:
-
Witajcie, moje urwisy, dawno was nie widziałem.
-
Witaj, dziadku – odpowiedzieli chłopcy. – Jak minęła podróż?
-
Wszystko Wam opowiem, ale dajcie mi troszeczkę odpocząć.
Razem
poszli do domu, gdzie mama czekała z obiadem dla wszystkich. Zjedli
pyszny obiad i poszli na werandę, gdzie dziadek zaczął swoją
opowieść:
-
Wiecie, że nie lubię zimy, dlatego moją podróż skierowałem w
stronę ciepłych krain. Aby się tam dostać, musiałem przejść
przez szczyty górskie. Na początku było zimno, ale potem, im
schodziłem niżej, tym robiło się coraz cieplej. Dotarłem w końcu
na równinę, gdzie było słonecznie i ciepło. Pomagałem rolnikom
w zamian za nocleg i wyżywienie. Z dnia na dzień byłem bliżej
morza. Po dwóch miesiącach wyczerpującej podróży dotarłem do
portu, gdzie przywitał mnie mój stary przyjaciel Hrabia. Zaprosił
mnie do tawerny, zjedliśmy obfitą kolację, podczas której złożył
mi propozycję nie do odrzucenia. Zaproponował mi, żebym popłynął
z nim przez ocean na odległą wyspę. Zgodziłem się bez namysłu,
ponieważ celem naszej wyprawy było odnalezienie starej świątyni
schowanej w gąszczu dżungli, w której znajdował się skarb.
Płynęliśmy prawie miesiąc, przeżyliśmy potężny sztorm, aż w
końcu, któregoś ranka, usłyszeliśmy krzyk z bocianiego gniazda .
Ziemia była na horyzoncie! Dotarliśmy na miejsce… - opowieści
dziadka były tak realistyczne i magiczne, że przeniosły chłopców
w świat przygód Malamara. Nagle wydawało im się, że oni też
brali udział w tej wyprawie...
Dżungla
była gęsto zarośnięta i mimo tego, że każdy z nich miał w ręku
maczetę, to każdy krok kosztował ich wiele wysiłku. Ciężką
pracę wynagradzał im przepiękny widok kolorowych papug, dzikich
małp i kwiatów. Gdy skończył się gąszcz, doszli do brzegu
jeziora, znajdującego się na wyspie, już myśleli, że czeka ich
długa droga, żeby je ominąć. Nagle Hrabia zniknął na chwilę w
tataraku, po chwili wyszedł ciągnąc linę, na końcu której,
zaczepiona była stara łódź wiosłowa.
-
Mam nadzieję chłopcy, że potraficie wiosłować - powiedział
dziadek, wchodząc do łódki.
Wiosłowali
ile sił w rękach i byli już na środku jeziora, gdy Fredi poczuł,
że ma mokre stopy.
-
Wiosłujcie szybciej, a my w tym czasie z Hrabią będziemy wylewać
wodę z łódki - powiedział dziadek.
Łódka
stawała się coraz cięższa i jednocześnie wolniejsza. Ostatkiem
sił i już po kolana w wodzie dotarli do drugiego brzegu. Mieli
niesamowite szczęście, ponieważ bez ekwipunku, który znajdował
się na łódce, musieliby zakończyć ich podróż.
-
Jestem wykończony - powiedział Hrabia. - Tu rozbijemy obóz.
Rozłożyli
namioty, zjedli ciepły posiłek i wykończeni podróżą zasnęli.
Na drugi dzień dotarli do świątyni, wejście było zamknięte, ale
Hrabia miał klucz. Weszli do środka, świątynia z zewnątrz
wydawała się mała, a wewnątrz przerażała wielkością. Po
drodze do głównej sali napotkali wiele pułapek. Legendy mówiły,
że chronią one cenny skarb, znajdujący się pod podłogą. Dziadek
wyciągnął starą mapę i zaczął odliczać kroki. Gdy dotarli już
do skarbu i odsunęli jedną granitową płytę, Hrabia zobaczył, że
to tylko mała złota laleczka, a nie wielki posag ze złota, jak się
spodziewał. Nie namyślając się długo, zabrał lalkę i wszyscy
uciekli ze świątyni. Gdy dobiegli do brzegu jeziora, przypomnieli
sobie, że ich łódka jest dziurawa. Wszyscy postanowili zbudować
tratwę, którą przepłyną na drugi brzeg jeziora. Gdy dobili do
brzegu, poczuli się wreszcie bezpiecznie. Powrót przez dżunglę
był znacznie łatwiejszy, bo mieli już wyciętą drogę. Po paru
godzinach drogi dotarli na statek, zapakowali ekwipunek i odbili od
brzegu. Dopiero na statu okazało się, że lalka jest bardzo cenna i
wyprawa się opłacała.
Nagle
wszyscy ponownie znaleźli się w chatce Frediego. Chłopców tak
pochłonęło opowiadanie dziadka, że sami poczuli, że była to
podróż ich życia.
Maks, IVb