Wodny świat
Gdzieś było czuć zapach słonej wody i szum fal, gdzieś daleko,
a może gdzieś blisko, w małym domku zbudowanym przez mojego
praprapradziadka mieszkałam ja - Zuzanna. Dom był z drewna. Miał
trzy pokoje, cztery okrągłe okna oraz kwadratowe drzwi. Pewnie wyda
Wam się to dziwne, ale tak było naprawdę. Mój pokój był mały.
Miałam w nim łóżko, szafę i kilka zabawek. Pokój moich rodziców
był całkiem duży. Było w nim dużo książek, których zapach
unosił się w całym pokoju. W naszym domu nie znajdował się ani
komputer, ani laptop, nie mieliśmy telefonów czy radia, panowała w
nim cisza.
Pewnej nocy zdarzyło się coś dziwnego. Usłyszałam niepokojące
dźwięki, jakby szeptanie, może stukanie, szeleszczenie.
Natychmiast wstałam z łóżka. Poszłam obudzić rodziców. Tata
spał jak kamień, nie mogłam go obudzić. Na szczęście chwilę
później wstała z łóżka mama. Powiedziałam jej, że słyszałam
dziwne dźwięki. Mama odparła, że to szum fal, a może myszy.
Słowa mamy trochę mnie uspokoiły. Pomyślałam, że te dźwięki
mi się wydawały. Weszłam do łóżka rodziców i zasnęłam. Jakiś
czas później znowu usłyszałam coś dziwnego. Miałam już tego
dość! Otworzyłam drzwi i wybiegłam na dwór. Morze było
spokojne. Zauważyłam jednak jaskrawe, żółte światło. Było
słychać także muzykę i śpiew. Zapatrzyłam się przed siebie i
chwilę później usłyszałam wołanie:
- Dziewczynko, błagam, pomóż mi!
Zobaczyłam leżącego na plaży chłopca. Szybko do niego
podbiegłam. Chłopiec trzymał coś błyszczącego w ręce. To był
naszyjnik z dużym niebieskim kamieniem. Zabrałam naszyjnik i
schowałam go do kieszeni. Zaproponowałam chłopcu, żeby poszedł
ze mną do domu. Mama zdziwiła się na jego widok, ale pościeliła
mu łóżko, żeby odpoczął. Potem powiedziała, że szczegóły
ustalimy rano.
Następnego dnia…
Chłopiec obudził się zaraz o świcie. Przybiegłam do niego i
zapytałam, jak się nazywa. Chłopiec powiedział, że nazywa się
Oskar i ma 11 lat. Byliśmy w tym samym wieku. Mama poprosiła, żebym
poszukała czegoś na śniadanie, a ponieważ nie za wiele było w
kuchni do jedzenia, poszliśmy razem do lasu. Mieliśmy wtedy dużo
czasu, więc mogłam go pytać o wszystko, co mnie interesowało. Gdy
zapytałam, jak się tu znalazł, chłopiec odpowiedział:
- Pamiętam, że … była burza. Pobiegłem z mamą, żeby gdzieś
się ukryć, ale burza zniszczyła nasz dom. Patrzyłem na morze i
zauważyłem światło. Tak się na nie zapatrzyłem, że zapomniałem
o całym świecie. Nie wiem, jak się tu znalazłem, nie mam pojęcia,
co się stało z moją mamą.
Poczułam, że Oskarowi robi się smutno i postanowiłam zmienić
choć na chwilę ten przykry dla niego temat. Znalazłam kilka malin,
a Oskar przyniósł garść poziomek. Nie było tego za wiele, ale
starczyło na skromny posiłek. Gdy zaspokoiliśmy swój głód,
wyruszyliśmy w głąb lasu.
Las wzbudzał w nas lekki niepokój, ale szliśmy dalej przed siebie.
Nagle stało się coś nieoczekiwanego. Tuż nieopodal zarośli, na
ciemnozielonym mchu, leżała piękna złota suknia. Ozdobiona
warkoczami z kwiatów. Bardzo to nas zdziwiło i zastanawialiśmy
się, kto mógł zostawić tu tak piękną suknię i dlaczego?
Rozejrzeliśmy się, ale nikogo nie było w pobliżu. Nasza ciekawość
była tak wielka, że postanowiliśmy iść dalej. W oddali
dostrzegliśmy błyskające światło. W jego wnętrzu czaiła się
tajemnica.
Przez chwilę staliśmy nieruchomo, a potem podeszliśmy do niego
bliżej, aby zobaczyć je dokładnie. Włożyłam rękę do wnętrza
światła. Poczułam tam ciepło i wilgoć. Oskar chwycił mnie wtedy
za drugą rękę i mocno przytrzymał, ale to i tak nic nie dało.
Wpadliśmy do wnętrza światła, jakby wciągnęła nas jakaś
nieznana nam siła. Gdy otworzyliśmy oczy, zobaczyliśmy, że otacza
nas wodna przestrzeń. W pierwszej chwili zaczęliśmy z przerażeniem
łapać powietrze, ale gdy tylko się uspokoiliśmy, zaczęliśmy
swobodnie oddychać pod wodą.
Unosiliśmy się na wodzie i choć byliśmy przerażeni, to w głębi
serc czuliśmy, że nic nam nie grozi. Kiedy odwróciliśmy się za
siebie, naszym oczom ukazał się ogromny zamek. Oskar chwycił mnie
mocno za rękę i podpłynęliśmy do bramy prowadzącej do wnętrza
tajemniczego królestwa. Zapukaliśmy trzy razy. Brama uchyliła się
lekko i pojawiła się postać w czarnym kapturze. Widzieliśmy tylko
jej głęboko zielone oczy. Zdziwiła się na nasz widok i zaczęła
wypowiadać jakieś dziwne słowa, których nie rozumieliśmy:
- O mito fo, o mito fo, o mito fo!
Pomyślałam wtedy, że to już koniec i jesteśmy w miejscu, którego
nikt nie zna i możemy spodziewać się wszystkiego, nawet
najgorszego. Ku naszemu zdziwieniu dziwna postać otworzyła szeroko
drzwi, zdjęła z głowy kaptur i uśmiechnęła się do nas
szczerze. Wzbudziła nasze zaufanie i weszliśmy do środka. Wchodząc
potknęłam się i upadłam, a z kieszeni wypadł mi naszyjnik,
który znalazłam przy Oskarze. Podniosłam go i ułożyłam na
dłoni. Był cały gorący, prawie parzył. Poczułam jakby czas
zatrzymał się na chwilę, a kiedy się ocknęłam usłyszałam
wiele głosów. Nade mną stały istoty, których nigdy nie
widziałam. Były bardzo wysokie, miały duże szpiczaste uszy i
zielono jasne oczy. Były piękne. Dużo mówiły, coś śpiewały,
teraz już rozumiałam co mówią.
- Ta mała dziewczynka zbawi nasz świat…
Byłam słaba, nie mogłam się ruszać, obok łóżka, na którym
leżałam, klęczał Oskar. Powiedział, że bardzo się cieszy, że
się przebudziłam, że w momencie gdy dotknęłam naszyjnik zaczął
rozumieć mowę istot, które nas otaczają. Opowiedział, że
jesteśmy wśród Elfów, którzy są bardzo dobrzy i kochający i
pomogą nam wrócić do naszych domów do rodziców. Dowiedzieliśmy
się od nich, że znaleźliśmy się w ich świecie przez burzę,
która tylko raz na milion lat w połączeniu ze światłem księżyca
łączy się z horyzontem morza, tworząc magiczne przejście do ich
świata.
Usiadłam na łóżku i poczułam, że jesteśmy pod dobrą opieką,
przytuliłam Oskara, a Elfy przytuliły nas. Wtedy usłyszałam jak
powtarzają:
- Przyjdzie dzień, gdy dziewczynka zbawi nasz świat, ale jeszcze
nie dziś, jeszcze nie czas…
Gdy otworzyliśmy oczy znaleźliśmy się na plaży, a w oddali
słychać było głosy:
- Dzieci, nasze kochane dzieci ….
Wróciliśmy do domu cali i zdrowi. Długo rozmyślaliśmy o tym, co
nam się przytrafiło. Nawet, kiedy Oskar wrócił już do swojego
domu – jego rodzice odnaleźli go po kilku dniach poszukiwań –
nie byłam pewna, czy to wszystko było prawdziwe. Ale na pewno była
to niesamowita przygoda.
Amelia, IVa