piątek, 29 maja 2015

Wodny świat

Gdzieś było czuć zapach słonej wody i szum fal, gdzieś daleko, a może gdzieś blisko, w małym domku zbudowanym przez mojego praprapradziadka mieszkałam ja - Zuzanna. Dom był z drewna. Miał trzy pokoje, cztery okrągłe okna oraz kwadratowe drzwi. Pewnie wyda Wam się to dziwne, ale tak było naprawdę. Mój pokój był mały. Miałam w nim łóżko, szafę i kilka zabawek. Pokój moich rodziców był całkiem duży. Było w nim dużo książek, których zapach unosił się w całym pokoju. W naszym domu nie znajdował się ani komputer, ani laptop, nie mieliśmy telefonów czy radia, panowała w nim cisza.
Pewnej nocy zdarzyło się coś dziwnego. Usłyszałam niepokojące dźwięki, jakby szeptanie, może stukanie, szeleszczenie. Natychmiast wstałam z łóżka. Poszłam obudzić rodziców. Tata spał jak kamień, nie mogłam go obudzić. Na szczęście chwilę później wstała z łóżka mama. Powiedziałam jej, że słyszałam dziwne dźwięki. Mama odparła, że to szum fal, a może myszy. Słowa mamy trochę mnie uspokoiły. Pomyślałam, że te dźwięki mi się wydawały. Weszłam do łóżka rodziców i zasnęłam. Jakiś czas później znowu usłyszałam coś dziwnego. Miałam już tego dość! Otworzyłam drzwi i wybiegłam na dwór. Morze było spokojne. Zauważyłam jednak jaskrawe, żółte światło. Było słychać także muzykę i śpiew. Zapatrzyłam się przed siebie i chwilę później usłyszałam wołanie:
- Dziewczynko, błagam, pomóż mi!
Zobaczyłam leżącego na plaży chłopca. Szybko do niego podbiegłam. Chłopiec trzymał coś błyszczącego w ręce. To był naszyjnik z dużym niebieskim kamieniem. Zabrałam naszyjnik i schowałam go do kieszeni. Zaproponowałam chłopcu, żeby poszedł ze mną do domu. Mama zdziwiła się na jego widok, ale pościeliła mu łóżko, żeby odpoczął. Potem powiedziała, że szczegóły ustalimy rano.
Następnego dnia…
Chłopiec obudził się zaraz o świcie. Przybiegłam do niego i zapytałam, jak się nazywa. Chłopiec powiedział, że nazywa się Oskar i ma 11 lat. Byliśmy w tym samym wieku. Mama poprosiła, żebym poszukała czegoś na śniadanie, a ponieważ nie za wiele było w kuchni do jedzenia, poszliśmy razem do lasu. Mieliśmy wtedy dużo czasu, więc mogłam go pytać o wszystko, co mnie interesowało. Gdy zapytałam, jak się tu znalazł, chłopiec odpowiedział:
- Pamiętam, że … była burza. Pobiegłem z mamą, żeby gdzieś się ukryć, ale burza zniszczyła nasz dom. Patrzyłem na morze i zauważyłem światło. Tak się na nie zapatrzyłem, że zapomniałem o całym świecie. Nie wiem, jak się tu znalazłem, nie mam pojęcia, co się stało z moją mamą.
Poczułam, że Oskarowi robi się smutno i postanowiłam zmienić choć na chwilę ten przykry dla niego temat. Znalazłam kilka malin, a Oskar przyniósł garść poziomek. Nie było tego za wiele, ale starczyło na skromny posiłek. Gdy zaspokoiliśmy swój głód, wyruszyliśmy w głąb lasu.
Las wzbudzał w nas lekki niepokój, ale szliśmy dalej przed siebie. Nagle stało się coś nieoczekiwanego. Tuż nieopodal zarośli, na ciemnozielonym mchu, leżała piękna złota suknia. Ozdobiona warkoczami z kwiatów. Bardzo to nas zdziwiło i zastanawialiśmy się, kto mógł zostawić tu tak piękną suknię i dlaczego? Rozejrzeliśmy się, ale nikogo nie było w pobliżu. Nasza ciekawość była tak wielka, że postanowiliśmy iść dalej. W oddali dostrzegliśmy błyskające światło. W jego wnętrzu czaiła się tajemnica.
Przez chwilę staliśmy nieruchomo, a potem podeszliśmy do niego bliżej, aby zobaczyć je dokładnie. Włożyłam rękę do wnętrza światła. Poczułam tam ciepło i wilgoć. Oskar chwycił mnie wtedy za drugą rękę i mocno przytrzymał, ale to i tak nic nie dało. Wpadliśmy do wnętrza światła, jakby wciągnęła nas jakaś nieznana nam siła. Gdy otworzyliśmy oczy, zobaczyliśmy, że otacza nas wodna przestrzeń. W pierwszej chwili zaczęliśmy z przerażeniem łapać powietrze, ale gdy tylko się uspokoiliśmy, zaczęliśmy swobodnie oddychać pod wodą.
Unosiliśmy się na wodzie i choć byliśmy przerażeni, to w głębi serc czuliśmy, że nic nam nie grozi. Kiedy odwróciliśmy się za siebie, naszym oczom ukazał się ogromny zamek. Oskar chwycił mnie mocno za rękę i podpłynęliśmy do bramy prowadzącej do wnętrza tajemniczego królestwa. Zapukaliśmy trzy razy. Brama uchyliła się lekko i pojawiła się postać w czarnym kapturze. Widzieliśmy tylko jej głęboko zielone oczy. Zdziwiła się na nasz widok i zaczęła wypowiadać jakieś dziwne słowa, których nie rozumieliśmy:
- O mito fo, o mito fo, o mito fo!
Pomyślałam wtedy, że to już koniec i jesteśmy w miejscu, którego nikt nie zna i możemy spodziewać się wszystkiego, nawet najgorszego. Ku naszemu zdziwieniu dziwna postać otworzyła szeroko drzwi, zdjęła z głowy kaptur i uśmiechnęła się do nas szczerze. Wzbudziła nasze zaufanie i weszliśmy do środka. Wchodząc potknęłam się i upadłam, a z kieszeni wypadł mi naszyjnik, który znalazłam przy Oskarze. Podniosłam go i ułożyłam na dłoni. Był cały gorący, prawie parzył. Poczułam jakby czas zatrzymał się na chwilę, a kiedy się ocknęłam usłyszałam wiele głosów. Nade mną stały istoty, których nigdy nie widziałam. Były bardzo wysokie, miały duże szpiczaste uszy i zielono jasne oczy. Były piękne. Dużo mówiły, coś śpiewały, teraz już rozumiałam co mówią.
- Ta mała dziewczynka zbawi nasz świat…
Byłam słaba, nie mogłam się ruszać, obok łóżka, na którym leżałam, klęczał Oskar. Powiedział, że bardzo się cieszy, że się przebudziłam, że w momencie gdy dotknęłam naszyjnik zaczął rozumieć mowę istot, które nas otaczają. Opowiedział, że jesteśmy wśród Elfów, którzy są bardzo dobrzy i kochający i pomogą nam wrócić do naszych domów do rodziców. Dowiedzieliśmy się od nich, że znaleźliśmy się w ich świecie przez burzę, która tylko raz na milion lat w połączeniu ze światłem księżyca łączy się z horyzontem morza, tworząc magiczne przejście do ich świata.
Usiadłam na łóżku i poczułam, że jesteśmy pod dobrą opieką, przytuliłam Oskara, a Elfy przytuliły nas. Wtedy usłyszałam jak powtarzają:
- Przyjdzie dzień, gdy dziewczynka zbawi nasz świat, ale jeszcze nie dziś, jeszcze nie czas…
Gdy otworzyliśmy oczy znaleźliśmy się na plaży, a w oddali słychać było głosy:
- Dzieci, nasze kochane dzieci ….
Wróciliśmy do domu cali i zdrowi. Długo rozmyślaliśmy o tym, co nam się przytrafiło. Nawet, kiedy Oskar wrócił już do swojego domu – jego rodzice odnaleźli go po kilku dniach poszukiwań – nie byłam pewna, czy to wszystko było prawdziwe. Ale na pewno była to niesamowita przygoda.

Amelia, IVa