Witaj szkoło!
Witaj nasza szkoło wesoła!
Witajcie przyjaciele nowi i starzy,
koniec wakacji, początek jeszcze lepszej zabawy!
Żegnajcie pola i łąki,
żegnajcie lasy i drzewa,
żegnajcie kwiaty i ptaki,
wracać do szkoły już trzeba.
Amelia, Va
**********
Pora wracać do szkoły,
bo wakacje za nami.
Już pani nas woła
do naszej sali.
Tyle pracy i co z tym zrobić?
Wystarczy tylko się trochę przyłożyć.
Ala, Va
**********
Znów dzwonek w szkole zadzwonił,
znów trzeba tornistry założyć,
znów ptaków śpiew przywitał nas tego szkolnego dnia.
Dopiero co wakacje się skończyły,
a tu już tyle zmian.
Uczniów i nauczycieli przywitać już dziś czas.
Kasia, Va
**********
Witaj szkoło radosna i pełna uśmiechów.
Już czas do szkoły wrócić.
Przeczytać lektury.
Zacząć się uczyć.
Wakacje to już tylko wspomnienie.
Wspomnienie, o którym możemy już tylko opowiadać.
Marcin, Va
poniedziałek, 7 września 2015
Pierwszy dzień w nowym roku szkolnym
Pierwszego września rozpocząłem naukę w nowej szkole - Szkole Podstawowej nr 37. Przeniosłem się ze Szkoły Podstawowej nr 38. To był dla mnie ogromny stres. Nowa szkoła, nowi koledzy, nowi nauczyciele - to wszystko mnie przerażało. Jednak dzień minął mi bardzo przyjemnie. Rozpoczęcie roku szkolnego zaczęło się od przedstawienia mnie nowym kolegom i koleżankom. Następnie odbył się apel. Pani dyrektor rozpoczęła rok szkolny oraz przywitała wszystkich po wakacjach. Później dwie uczennice recytowały wiersz. Na koniec każda klasa udała się do swoich sal, w których omówiono sprawy organizacyjne.
Mikołaj, Va
Pierwszego września rozpocząłem naukę w nowej szkole - Szkole Podstawowej nr 37. Przeniosłem się ze Szkoły Podstawowej nr 38. To był dla mnie ogromny stres. Nowa szkoła, nowi koledzy, nowi nauczyciele - to wszystko mnie przerażało. Jednak dzień minął mi bardzo przyjemnie. Rozpoczęcie roku szkolnego zaczęło się od przedstawienia mnie nowym kolegom i koleżankom. Następnie odbył się apel. Pani dyrektor rozpoczęła rok szkolny oraz przywitała wszystkich po wakacjach. Później dwie uczennice recytowały wiersz. Na koniec każda klasa udała się do swoich sal, w których omówiono sprawy organizacyjne.
Mikołaj, Va
czwartek, 25 czerwca 2015
Wakacje
Lato, to taki piękny czas.
Wakacje wołają nas!
Gdy słońce świeci,
bawią się dzieci.
Zaś, gdy zapada noc,
w głowie snów i marzeń moc!
Opalasz się na plaży
lub kąpiesz się w wodzie.
A może jesteś w podróży w swoim samochodzie?
Czas wolny!
Już nie ma szkoły,
w twoim zeszycie zniknęły już wszystkie bazgroły.
To przecudowny czas!
Chodź, wakacje wołają nas!
Ada, IVb
Wakacje
Kwitną akacje,
w końcu to wakacje.
Dzieci piłkę odbijają,
starzy przyjaciele się spotykają.
Za dwa miesiące ze smutkiem powiemy: czasie miły,
wakacje się już skończyły.
Weronika, IVb
Lato
Lato nadchodzi,
lato się zbliża.
Cieszy się każdy dziś,
bo do szkoły nie trzeba będzie iść.
Już jest czerwiec, koniec szkoły
i cieszy nas ta myśl.
Choć tęsknić będziemy
trochę,
na odpoczynek mamy ochotę.
Hania, IVb
Marzenia się spełniają
Pewnego zimowego dnia
Arturowi bardzo się nudziło, przeglądał swoje rzeczy w meblach, nagle zobaczył
w szufladzie tajemnicze pomarańczowe pudło.
Nigdy wcześniej go tam nie
widział, kiedy je otworzył, stało się coś niewiarygodnego, w jednej chwili
znalazł się w samym środku tego kartonu, a wraz z nim były tam jego marzenia,
wspomnienia i sny. Od wielu lat Artur marzył, żeby spotkać Mańka z „Epoki
lodowcowej” i tak się stało, jego ulubiony bohater dał mu odcisk łapy
(autograf). Chłopiec był tym zachwycony, ni myśl o upływie czasu, po prostu
dobrze się bawił, tak jak czasem my się cieszymy, kiedy dostaniemy długo
wyczekiwaną rzecz.
Znalazł tam także wymarzone autko
marki BOLID, które wyposażone było w silnik odrzutowy, dodatkowe światła oraz
Walkie-talkie. W aucie tym podróżował po swoich wspomnieniach, marzeniach oraz
snach. Dzięki wehikułowi czasu mógł podróżować po różnych czasach:
teraźniejszym, przeszłym i przyszłym.
Niestety ta przygoda musiała się
kiedyś skończyć i tak się stało, bo Artur się obudził.
Julia M., IVa
czwartek, 18 czerwca 2015
Przygoda w starożytnej Grecji
Pewnego
dnia na lekcji historii nauczyciel oświadczył, że za tydzień będziemy mieć
sprawdzian z tematu: „Starożytna Grecja”.
Następnego dnia
nie pamiętałam już o teście. Dni mijały, a ja się nie uczyłam.
W końcu
nadszedł dzień sprawdzianu. Szłam wtedy do szkoły i spotkałam Alę, która
przypomniała mi o teście. Chciało mi się płakać, bo w ogóle się nie uczyłam.
Wpadłam do szkoły i od razu wyciągnęłam podręcznik do historii, przekartkowałam
całą książkę, lecz nic nie zapamiętałam. Włożyłam ją do plecaka i ukryłam twarz
w dłoniach. Wtedy coś zaczęło kłuć mnie w bok. To był czerwony przycisk.
Zdziwiłam się, ale było mi wszystko jedno, czy go nacisnę, czy nie. I tak i tak
dostanę jedynkę ze sprawdzianu.
Po naciśnięciu
przycisku zasnęłam, przynajmniej tak myślę, bo zrobiło mi się ciemno przed
oczami.
Po
obudzeniu zobaczyłam, że nie jestem w szkole, tylko na górze, a obok mnie stoi jakaś budowla. Wszyscy wokół mnie byli ubrani
bardzo niecodziennie. Mężczyźni mieli długie włosy i brody, szaty
przypominające ręczniki oraz sandały. Po chwili krzyknęłam z przerażenia, bo ja
też miałam na sobie owe ubranie, tylko bez brody, rzecz jasna. Chciałam kogoś
zapytać, gdzie jestem, lecz z moich ust wydobył się niezrozumiały dźwięk. O
dziwo mężczyzna, do którego mówiłam, odpowiedział, a ja go zrozumiałam:
-Jesteś w Atenach, na Akropolu, przy Partenonie.
-A jak mogę dostać się do szkoły?- zapytałam,
ponieważ chciałam być w szkole, a nie w nieznajomym miejscu.
-Przykro mi, szkoła jest tu tylko dla chłopców-
odpowiedział miło. Wtedy zrozumiałam, że jestem w starożytnej Grecji.
-Mówił pan, że znajduję się tu Partenon. Co to?-
chciałam to wiedzieć, by zaliczyć sprawdzian.
-Skąd ty się wzięłaś?!- krzyknął- Partenon to
świątynia Ateny.
-A, Dziękuję.
Uznałam, że
mogę obejrzeć Ateny. Na początek poszłam na jakiś plac, gdzie stało mnóstwo stoisk,
kupców i zwierząt. Prócz sprzedawców był tam tłum innych ludzi.
-Przepraszam, powie mi pani gdzie jestem?- zapytałam
kobiety przeciskającej się obok mnie.
-Przecież to agora, dziś są tu stragany, a wczoraj
mięliśmy tu salę sądową.
- Dobrze, dziękuję.- odpowiedziałam, a kobieta znowu
zaczęła się przeciskać do przodu. Miałam już dość tego tłumu, poza tym bolał
mnie nos, bo jakiś pan uderzył we mnie drzwiami przy wychodzeniu. Nagle
zobaczyłam coś co przypominało nasz stadion, ale miało bardzo małe boisko.
-Przepraszam, jaki mecz tu się będzie odbywał?-
zapytałam mężczyzny siedzącego na samym dole.
-To nie jest żaden, jak ty to nazwałaś „mecz”, tylko
przedstawienie: „Król Edyp”- powiedział wyniosłym głosem.
- Dobrze, a czy mogę usiąść obok pana i pooglądać?
-No… niech ci będzie, bo wyglądasz jakbyś była z
zamężnej rodziny- odpowiedział już trochę milej.
- Dziękuję- powiedziałam i po pół godzinie tego
pożałowałam. Gdy skończył się spektakl było już ciemno.
Poszłam
dalej. W końcu znudziło mi się już to chodzenie i stanęłam sobie obok drzew i
odpoczęłam. I nagle coś zaczęło biec w moją stronę. To coś warczało!
Szybko
znalazłam czerwony przycisk, nacisnęłam go i byłam już w szkole. Okazało się,
że tutaj czas się zatrzymał. Zadzwonił dzwonek na lekcję historii. Sprawdzian
zdałam na piątkę!
Kasia,
IVa
niedziela, 14 czerwca 2015
Teraz ja!
Mówię Wam, kiedy byłem w brzuchu mamy, nie było aż
tak fajnie. Chociaż pływanie było trochę przyjemne. Wreszcie się
urodziłem. Na początku niczego nie wiedziałem. Pierwsze słowo, które
wypowiedziałem, to mama, później tata, w końcu Jasiu (to
mój brat). Poznawałem wiele nowych rzeczy i słów. Myślałem jednak, że
już zawsze będę taki mały. No i zadawałem sobie pytania, jak to się
stało, że moi rodzice są duzi. W końcu zrozumiałem, że urośli. Od wtedy
wiedziałem, że i mnie to czeka. W końcu nadeszły moje pierwsze urodziny.
Dostałem dużo prezentów. Pomyślałam, że mogę je wymienić na drugą mamę.
Powiedziałem o tym rodzicom. Strasznie się ze mnie śmiali. I tak, aż do
tej pory, mam jedną mamę.
Kiedy trochę urosłem, poszedłem do przedszkola. I nie
uwierzycie! Zacząłem sobie świetnie radzić, chociaż pierwsze dni były
ciężkie. Dużo płakałem. No dobra, zacznę już mówić o szkole. W zerówce
byłem najlepszym uczniem. Tak naprawdę to nie uczniem, a dzieciakiem. W
zerówce jest się jeszcze dzieciakiem. Kiedy dotarłem do pierwszej klasy,
pierwszy raz poszedłem na mecz – Śląsk Wrocław grał z Sevillą. Niestety
nie był to dla nas szczęśliwy mecz. Przegraliśmy 0:5. Wtedy zaczęła się
moja wyjątkowa przygoda z piłką, ale o tym za chwilę. W pierwszej
klasie okazało się, że mój starszy brat jest moim wrogiem. Nie mogliśmy
się dogadać. Był to też czas, kiedy moim rodzicom urodził się kolejny
syn. Wtedy zrozumiałem, jak trudno być starszym bratem. Wróćmy jednak do
mojej pasji.
Piłka nożna zawsze bardzo mnie interesowała. Zebrałem
prawie wszystkie karty z piłkarzami i klubami. Trochę później
dowiedziałem się, że zostanę gwiazdą klubu Witek Wrocław. Posłuchajcie,
co nas spotkało.
Pewnego dnia klub Witek Wrocław trenował na swoim
stadionie. Nagle stało się coś dziwnego. Bramka zniknęła! Zauważyłem to
ja. Na tym jednak nie koniec. Zniknęła też nasza piłka.
– Trzeba wyjaśnić sytuację – powiedziałem.
Tuż obok był drugi stadion. Trenował tam Śląsk
Wrocław. Okazało się, że to oni mają naszą piłkę. Nie chcieli się do
tego przyznać i nie oddali piłki. Z pustymi rękami wróciliśmy do siebie.
Zamurowało nas. Nagle wszystko wróciło na miejsce, ale…
– Kto pomalował boisko?! – krzyknął zdenerwowany Tomek.Witek, IIa
poniedziałek, 1 czerwca 2015
Wiersze o
patronie
Nasz
patron
Nasz patron kardynał Wyszyński,
Uczy nas wszystkich,
Być dobrym, miłym, pomagać,
Mieć czas dla innych,
Nie kłamać,
Uśmiechać się i szanować,
Innym za pomoc umieć dziękować!
Marcel,
IVb
Stefan
Wyszyński
We Wrocławiu wyświęcony,
w służbie Bogu pochwalony.
Był Prymasem Tysiąclecia,
mówi do nas od stulecia.
Słowem Maryi nas nauczał:
szanuj, kochaj, nie dokuczaj.
Służ poradą i pomocą,
a anioły Cię uniosą.
Maks, IVb
Patron
Kanonizacji godny
jest pewien człowiek:
Kardynał Stefan
Wyszyński – patron naszej szkoły.
Był dobry i mądry,
i bardzo uczciwy.
Kochał ludzi i
ojczyznę,
w pracy był
cierpliwy.
Jego mama umarła,
gdy był w przedszkolu,
dlatego pomagał
rodzinom oraz ludziom chorym.
Poprosił Maryję,
żeby go kochała
i żeby w życiu mu
pomagała.
Nasz kardynał był
zawsze wesoły,
dobrze, że jest
patronem naszej szkoły.
Hania, IVb
Nasz patron kochany
przez Boga wybrany.
Kochał wszystkie
dzieci,
przykładem nam
świeci.
Kardynał Stefan
Wyszyński!
Choć już nie żyje,
wspomnienie o nim po
wszystkie wieki przeżyje.
Weronika, IVb
Kardynał Stefan
Wyszyński – patron naszej szkoły
Kto to taki?
Człowiek zawsze
uśmiechnięty,
nie ma w nim nic z
chwalipięty.
Kochał wszystkie
dzieci jak swoje.
Przy nim niczego się
nie boję.
Chciał, by
opiekować się wszystkimi,
nawet tymi
najbardziej chorymi.
Spotkanie z papieżem
go nie ominęło,
na pomaganiu innym
życie mu upłynęło.
Na prymasa został
wybrany.
Nasz kardynał
Wyszyński kochany.
Ada, IVb
Stefan Wyszyński
Kardynał Stefan
Wyszyński
patronem naszej
szkoły jest od wielu lat.
To sługa Boży i
prymas Polski.
Ukończył on szkołę
handlową w Łomży.
Wszystko – co
najlepsze – po świecie o nim krąży.
Pośmiertnie
odznaczony Orderem Orła Białego,
urodzony został
sierpnia 3 roku 1901.
Krystian, IVb
piątek, 29 maja 2015
Kamień i Róża
Dawno, dawno temu żyła sobie pewna dziewczynka o
imieniu Róża. Nie znała swoich rodziców. Przez większość
swojego życia błąkała się po ulicach, potem trafiła do
sierocińca.
Pewnego dnia zjawiła się w nim pani, która miała na
imię Dorota. Chciała przygarnąć Różę, lecz dziewczynka
odmówiła.
- Dziękuję, ale... - powiedziała Róża.
- Nie. Nie zostawię cię tutaj, w tym starym
sierocińcu! Powiedzmy, że dostajesz drugą szansę - powiedziała
pani Dorota z uśmiechem.
- Drugą szansę... - myślała na głos dziewczynka. -
Bardzo pani dziękuję!
Uściskała panią Dorotę. Potem poszła za nią do
nowego domu. Gdy tam dotarły, pani Dorota przedstawiła jej
domowników:
- Tam, w kuchni, widzisz wysokiego mężczyznę? -
zapytała Różę, która przytaknęła. - To mój mąż, Jerzy.
Twarz ma poważną, ale jest bardzo miły.
Pan Jerzy odwrócił się i uśmiechnął.
- Witam droga panienko!
Znów się odwrócił i wyłączył ogień na kuchence.
Pani Dorota uśmiechnęła się.
- Jest jeszcze jeden mieszkaniec! – zagwizdała. -
Pompon! Chodź tu! Przywitaj się z Różą!
Po chwili tuż obok nogi pani Doroty zjawił się mały
czarny piesek. Był ciemny jak smoła, cały w puszystej sierści,
ledwo było widać jego małe, żółte oczka.
- Idź pobawić się z Pomponem do salonu, proszę.
Zaraz przyjdę z jedzeniem - powiedziała pani Dorota i zniknęła za
drzwiami.
Róża podeszła do Pompona i zaczęła z niechęcią go
głaskać. Usłyszała rozmowę Jerzego z Dorotą. Rozmawiali o niej,
lecz była za daleko, by dokładnie usłyszeć tę rozmowę. Po
chwili przyszła pani Dorota z tacą, na której była jajecznica z
bekonem i sok pomarańczowy.
- Proszę. Co prawda wygląda to na śniadanie… Ale
jajecznica zawsze jest dobra! - pani Dorota podała Róży tacę.
Dziewczynka zjadła wszystko ze smakiem.
Pani Dorota poszła z Różą do drugiego pokoju.
- To jest sypialnia. Obok jest łazienka. A tam pokój
gościnny. Będziesz w nim spała, dobrze?
Pani Dorota zaczęła pokazywać dziewczynce wszystko
jeszcze raz, tylko dokładniej.
Po kilkunastu minutach Róża była już w łóżku.
Leżała i rozmyślała o swoim życiu. Wiele lat spędziła na
ulicy, żywiąc się tym, co znalazła. Potem trafiła do sierocińca…
Niechciana przez nikogo. Nic nie potrafiła. Nagle przygarnęła ją
dobra osoba… Zastanawiała się, co mówiła o niej pani Dorota i
co mówił pan Jerzy. Pewnie o tym, jaka jest brzydka…
Nawet nie zauważyła, gdy nagle w jej pokoju pojawił
się mały, niebieski dymek, a potem wyłoniła się z niego jakaś
piękna kobieta. Dziewczynka przestraszyła się, gdy ją ujrzała.
- Kim pani jest? Skąd się tu pani wzięła? - zawołała
przestraszona.
- Spokojnie, nie bój się! Jestem wróżką marzeń -
odpowiedziała piękna kobieta i machnęła różdżką. W jej ręce
pojawił się mały naszyjnik z niebieskim kryształem.
- Proszę! - Wróżka rzuciła Róży naszyjnik. -
Wypowiedz życzenie, a ono się spełni. Możesz spełnić swoje
marzenia. Ale uważaj, jeśli będziesz za dużo używać magii i
staniesz się chciwa, wtedy zamienisz się w gołębia!
Róża założyła naszyjnik. Podziękowała wróżce,
która po chwili zniknęła…
Rano dziewczynka przypomniała sobie o naszyjniku. Wciąż
był na jej szyi. Zapiszczała z radości.
- Czego by tu sobie zażyczyć? Ach, wiem! Chcę mieć
nowe, modne ubrania! - natychmiast była ubrana w luźną, różową
bluzkę w białe pasy. Na nogach miała czarne rajstopy i niebieskie,
krótkie spodenki, które w niektórych miejscach miały różowe
paski. Białe trampki z czarnymi sznurówkami dopełniały całości.
Wyglądała pięknie.
Do pokoju weszła pani Dorota.
- Czemu piszczałaś? Och! Jak ładnie wyglądasz! Ale
przecież ja nie miałam takich ubrań, skąd je wzięłaś? Jak to
możliwe? A co to za naszyjnik? Nic nie rozumiem…
- Spokojnie, to magiczny naszyjnik! Dostałam go od
wróżki!
Pani Dorota wytrzeszczyła na dziewczynkę oczy. Nie
wierzyła własnym oczom i uszom. Wyglądała, jakby miała zemdleć.
- Jak to? Przecież... Magia? To niemożliwe! Ale...
wróżka? Co? E tam, zmyślasz. Jak? Kiedy? Nic nie rozumiem! - pani
Dorota nie mogła zebrać myśli.
- To niech pani zrozumie! Będę bogata! Zamieszkam w
pałacu! Będziecie mogli mnie odwiedzać! Będę królową świata!
Cokolwiek zechcę, spełni się. Teraz pani rozumie? - odpowiedziała
Róża z entuzjazmem.
- Kochanie, chociaż wciąż w to nie wierzę, to i tak
coś ci powiem - powiedziała pani Dorota. Miała bardzo poważną
minę. - Nie przesadzaj. Możesz zażyczyć sobie trochę pieniędzy,
ale nie bogactwo. Możesz wyczarować sobie pałac, ale malutki.
Pomyśl, że tam, gdzie byłby twój pałac, mieszkają ludzie. Ich
domy zostaną zniszczone! Nasi sąsiedzi, tak jak i my, nie mają tak
dużo pieniędzy, by przeprowadzać się z dnia na dzień. A królowa
świata? Nie jesteś nawet pełnoletnia. Poza tym, nikt nie chce, aby
ktoś nim władał. A zwłaszcza dziecko…
Róża przysłuchiwała się temu z niedowierzaniem.
- Nie jestem dzieckiem! Poradziłam sobie na ulicy!
Dorosły by tak nie potrafił! Nie chce pani, abym była bogata, bo
sama chce pani taka być! Chce pani zostać królową! Dlatego tak na
mnie pani krzyczy! - krzyknęła rozzłoszczona Róża.
- Nie, to nieprawda! Moje życie mi się podoba. Nie
potrzebuję bogactw i pałaców. Nie chcę ci niczego odbierać. Chcę
tylko, byś nie przesadziła. Ja... - nie skończyła pani Dorota, bo
czuła, że się zapada. Miała rację. Róża wyczarowała pod nią
ruchome piaski.
- To za to, że chcesz mnie okraść! - zawołała
dziewczynka.
- Nie, kochanie! Nie chcę cię okraść! Wyciągnij
mnie! To jest złe! Pomóż! - rozpaczała biedna Dorota.
- Uwolnię cię, jak już będę królową! Chcę mieć
na sobie suknię! - i natychmiast była ubrana w różową sukienkę.
- Teraz chcę być bogata! - i obok dziewczynki
pojawiło się mnóstwo worków złota i drogocennych kamieni.
Po chwili do pokoju wpadli pan Jerzy i Pompon.
- Co tu się dzieje?! O mateńko! Róża! Coś zrobiła?!
Co to za złoto? Ukradłaś? Oddaj je! - krzyknął. Pompon zaczął
szczekać.
- Nie oddam złota! Nie ukradłam go! A teraz mi nie
przeszkadzaj! – odpowiedziała, zapatrzona w magiczny naszyjnik.
Wyczarowała ruchome piaski i pod Jerzym. A Pompona uciszyła.
- Teraz chcę, by wszyscy ludzie na świecie byli moimi
poddanymi! A moim pierwszym rozkazem będzie, aby się przede mną
ukłonili - nagle pan Jerzy i pani Dorota ukłonili się nisko przed
Różą.
- Dlaczego to robisz? Byłaś taka nieśmiała, taka
miła! - powiedziała zrozpaczona i pochylona pani Dorota.
- Ja, ja... robię to, bo... - na chwilę dziewczynce
zakręciło się w głowie. Lecz potem się ocknęła. - Całe życie
spędziłam na ulicy lub w starym sierocińcu, niechciana, biedna,
niewidoczna... Teraz mam okazję pokazać wszystkim ludziom, jak to
jest! Będę ich traktowała tak, jak traktowali mnie!
- Nie rób tego! - krzyknął Jerzy.
Nagle magiczny kamień przestał świecić. A ruchome
piaski zniknęły. Jej suknia oraz całe złoto również zniknęły.
Sama Róża się skurczyła. Po chwili zamiast rąk miała skrzydła.
Potem zamieniła się w gołębia. I pojawiła się wróżka.
Otworzyła okno i Róża - gołąb odleciała.
Wróżka była bardzo smutna z powodu tego, co się
stało. Wymazała pamięć Jerzemu i Dorocie. Potem zabrała kamień
i zniknęła.
Teraz Róża lata gdzieś po świecie, znów starając
się przetrwać. Lecz przynajmniej teraz potrafi latać…
Więc pamiętajmy: CHCIWOŚĆ NIE MA PRZYSZŁOŚCI.
A wróżka schowała
gdzieś magiczny kamień. Może
go kiedyś odnajdziesz?
Ada, IVb
Wodny świat
Gdzieś było czuć zapach słonej wody i szum fal, gdzieś daleko,
a może gdzieś blisko, w małym domku zbudowanym przez mojego
praprapradziadka mieszkałam ja - Zuzanna. Dom był z drewna. Miał
trzy pokoje, cztery okrągłe okna oraz kwadratowe drzwi. Pewnie wyda
Wam się to dziwne, ale tak było naprawdę. Mój pokój był mały.
Miałam w nim łóżko, szafę i kilka zabawek. Pokój moich rodziców
był całkiem duży. Było w nim dużo książek, których zapach
unosił się w całym pokoju. W naszym domu nie znajdował się ani
komputer, ani laptop, nie mieliśmy telefonów czy radia, panowała w
nim cisza.
Pewnej nocy zdarzyło się coś dziwnego. Usłyszałam niepokojące
dźwięki, jakby szeptanie, może stukanie, szeleszczenie.
Natychmiast wstałam z łóżka. Poszłam obudzić rodziców. Tata
spał jak kamień, nie mogłam go obudzić. Na szczęście chwilę
później wstała z łóżka mama. Powiedziałam jej, że słyszałam
dziwne dźwięki. Mama odparła, że to szum fal, a może myszy.
Słowa mamy trochę mnie uspokoiły. Pomyślałam, że te dźwięki
mi się wydawały. Weszłam do łóżka rodziców i zasnęłam. Jakiś
czas później znowu usłyszałam coś dziwnego. Miałam już tego
dość! Otworzyłam drzwi i wybiegłam na dwór. Morze było
spokojne. Zauważyłam jednak jaskrawe, żółte światło. Było
słychać także muzykę i śpiew. Zapatrzyłam się przed siebie i
chwilę później usłyszałam wołanie:
- Dziewczynko, błagam, pomóż mi!
Zobaczyłam leżącego na plaży chłopca. Szybko do niego
podbiegłam. Chłopiec trzymał coś błyszczącego w ręce. To był
naszyjnik z dużym niebieskim kamieniem. Zabrałam naszyjnik i
schowałam go do kieszeni. Zaproponowałam chłopcu, żeby poszedł
ze mną do domu. Mama zdziwiła się na jego widok, ale pościeliła
mu łóżko, żeby odpoczął. Potem powiedziała, że szczegóły
ustalimy rano.
Następnego dnia…
Chłopiec obudził się zaraz o świcie. Przybiegłam do niego i
zapytałam, jak się nazywa. Chłopiec powiedział, że nazywa się
Oskar i ma 11 lat. Byliśmy w tym samym wieku. Mama poprosiła, żebym
poszukała czegoś na śniadanie, a ponieważ nie za wiele było w
kuchni do jedzenia, poszliśmy razem do lasu. Mieliśmy wtedy dużo
czasu, więc mogłam go pytać o wszystko, co mnie interesowało. Gdy
zapytałam, jak się tu znalazł, chłopiec odpowiedział:
- Pamiętam, że … była burza. Pobiegłem z mamą, żeby gdzieś
się ukryć, ale burza zniszczyła nasz dom. Patrzyłem na morze i
zauważyłem światło. Tak się na nie zapatrzyłem, że zapomniałem
o całym świecie. Nie wiem, jak się tu znalazłem, nie mam pojęcia,
co się stało z moją mamą.
Poczułam, że Oskarowi robi się smutno i postanowiłam zmienić
choć na chwilę ten przykry dla niego temat. Znalazłam kilka malin,
a Oskar przyniósł garść poziomek. Nie było tego za wiele, ale
starczyło na skromny posiłek. Gdy zaspokoiliśmy swój głód,
wyruszyliśmy w głąb lasu.
Las wzbudzał w nas lekki niepokój, ale szliśmy dalej przed siebie.
Nagle stało się coś nieoczekiwanego. Tuż nieopodal zarośli, na
ciemnozielonym mchu, leżała piękna złota suknia. Ozdobiona
warkoczami z kwiatów. Bardzo to nas zdziwiło i zastanawialiśmy
się, kto mógł zostawić tu tak piękną suknię i dlaczego?
Rozejrzeliśmy się, ale nikogo nie było w pobliżu. Nasza ciekawość
była tak wielka, że postanowiliśmy iść dalej. W oddali
dostrzegliśmy błyskające światło. W jego wnętrzu czaiła się
tajemnica.
Przez chwilę staliśmy nieruchomo, a potem podeszliśmy do niego
bliżej, aby zobaczyć je dokładnie. Włożyłam rękę do wnętrza
światła. Poczułam tam ciepło i wilgoć. Oskar chwycił mnie wtedy
za drugą rękę i mocno przytrzymał, ale to i tak nic nie dało.
Wpadliśmy do wnętrza światła, jakby wciągnęła nas jakaś
nieznana nam siła. Gdy otworzyliśmy oczy, zobaczyliśmy, że otacza
nas wodna przestrzeń. W pierwszej chwili zaczęliśmy z przerażeniem
łapać powietrze, ale gdy tylko się uspokoiliśmy, zaczęliśmy
swobodnie oddychać pod wodą.
Unosiliśmy się na wodzie i choć byliśmy przerażeni, to w głębi
serc czuliśmy, że nic nam nie grozi. Kiedy odwróciliśmy się za
siebie, naszym oczom ukazał się ogromny zamek. Oskar chwycił mnie
mocno za rękę i podpłynęliśmy do bramy prowadzącej do wnętrza
tajemniczego królestwa. Zapukaliśmy trzy razy. Brama uchyliła się
lekko i pojawiła się postać w czarnym kapturze. Widzieliśmy tylko
jej głęboko zielone oczy. Zdziwiła się na nasz widok i zaczęła
wypowiadać jakieś dziwne słowa, których nie rozumieliśmy:
- O mito fo, o mito fo, o mito fo!
Pomyślałam wtedy, że to już koniec i jesteśmy w miejscu, którego
nikt nie zna i możemy spodziewać się wszystkiego, nawet
najgorszego. Ku naszemu zdziwieniu dziwna postać otworzyła szeroko
drzwi, zdjęła z głowy kaptur i uśmiechnęła się do nas
szczerze. Wzbudziła nasze zaufanie i weszliśmy do środka. Wchodząc
potknęłam się i upadłam, a z kieszeni wypadł mi naszyjnik,
który znalazłam przy Oskarze. Podniosłam go i ułożyłam na
dłoni. Był cały gorący, prawie parzył. Poczułam jakby czas
zatrzymał się na chwilę, a kiedy się ocknęłam usłyszałam
wiele głosów. Nade mną stały istoty, których nigdy nie
widziałam. Były bardzo wysokie, miały duże szpiczaste uszy i
zielono jasne oczy. Były piękne. Dużo mówiły, coś śpiewały,
teraz już rozumiałam co mówią.
- Ta mała dziewczynka zbawi nasz świat…
Byłam słaba, nie mogłam się ruszać, obok łóżka, na którym
leżałam, klęczał Oskar. Powiedział, że bardzo się cieszy, że
się przebudziłam, że w momencie gdy dotknęłam naszyjnik zaczął
rozumieć mowę istot, które nas otaczają. Opowiedział, że
jesteśmy wśród Elfów, którzy są bardzo dobrzy i kochający i
pomogą nam wrócić do naszych domów do rodziców. Dowiedzieliśmy
się od nich, że znaleźliśmy się w ich świecie przez burzę,
która tylko raz na milion lat w połączeniu ze światłem księżyca
łączy się z horyzontem morza, tworząc magiczne przejście do ich
świata.
Usiadłam na łóżku i poczułam, że jesteśmy pod dobrą opieką,
przytuliłam Oskara, a Elfy przytuliły nas. Wtedy usłyszałam jak
powtarzają:
- Przyjdzie dzień, gdy dziewczynka zbawi nasz świat, ale jeszcze
nie dziś, jeszcze nie czas…
Gdy otworzyliśmy oczy znaleźliśmy się na plaży, a w oddali
słychać było głosy:
- Dzieci, nasze kochane dzieci ….
Wróciliśmy do domu cali i zdrowi. Długo rozmyślaliśmy o tym, co
nam się przytrafiło. Nawet, kiedy Oskar wrócił już do swojego
domu – jego rodzice odnaleźli go po kilku dniach poszukiwań –
nie byłam pewna, czy to wszystko było prawdziwe. Ale na pewno była
to niesamowita przygoda.
Amelia, IVa
Subskrybuj:
Posty (Atom)