A
gdybym tak nie mogła płynąć dalej?
Płyń.
Płyń. Dasz radę…
Tak, to właśnie te słowa usłyszałam 15 lat temu, na początku
swojej podróży. Jestem prawie pewna, że wypowiadała je mama. W
każdym razie potem to ona
zawsze mówiła: Płyń.
Dasz radę.
Mówiła wtedy, kiedy najbardziej potrzebowałam wsparcia. A
potrzebowałam go bardziej, niż możesz teraz zrozumieć… A gdyby
tak nie było mamy, i jej głosu, i jej słów, i jej wsparcia?
Lubię
patrzeć na łódki, jachty, statki, okręty. Wszystkie gdzieś
płyną, mają swój cel, czasem się spieszą, czasem cumują w
porcie. Słucham? Że to głupie? Że nudne? Nie szkodzi, lubię
czasem porobić coś głupiego i nudnego. Bo mogę… A gdybym tak
nie mogła? Nie mogła głupio, nudno? Po prostu nie mogła?
O
łódkę trzeba dbać. Dbałam i dbam. Mama mnie nauczyła.
Tłumaczyła, pokazywała. A potem pokazywała
i tłumaczyła. I znowu. A potem odwrotnie. Tak, tak. Nadal to robi.
Albo jest tak przeraźliwie uparta. Albo tak cudownie
wytrwała. Jejku, jak ja ją kocham… A gdyby tak
nie mogła mnie uczyć? A gdybym nie mogła jej kochać?
Lubię
spokój na morzu. Ciszę. Słońce. Jest wtedy tak monotonnie,
nużąco, kojąco. Tak dobrze. Ale lubię
też wiatr. I fale. To dzianie się jest mi potrzebne. Żeby robić,
pracować, główkować. Żeby nie umrzeć. A gdybym tak…?
Nie
lubię sztormu. Jest groźny. I niszczy. Na ślepo. Nie patrzy na
małą dziewczynkę. Ani na jej mamę. Nie
rozgląda się wokół. Nie chce dostrzec ich rodziny, smutnego
dziadka, zdenerwowanego taty, płaczącej babci. Sztormu te łzy nie
obchodzą. Nie potrzebuje ich. Sam zarządza
morzem łez. Nie lubię sztormu. Bo bierze wielki pędzel, macza
go w czarnej farbie i maluje niebo nad
łódką małej dziewczynki. Tylko nad jej łódką tworzą się
czarne chmury. Tylko ona patrzy w czarne oczy otchłani. Nie lubię
sztormu. Pochłania łódki. Pochłaniał moją łódkę. I mnie. A
gdyby tak mu się udało? A gdybym tak…?
Sztorm
trwał 2 lata! Imiona nadaje się huraganom, tak? I orkanom? I
cyklonom? Mój sztorm (mówię mój, jakby był dobrym znajomym,
przyjacielem, członkiem rodziny) też miał imię. Krótkie. Łatwo
zapamiętać. Rak. Lekarze trochę szerzej go przedstawiali, jak
księcia z zamorskich krajów, takiego z
dwoma imionami po dziadkach i tytułami dziedziczonymi
w piątym pokoleniu. W każdym razie trochę szerzej go
przedstawiali, bo niby częściej go widują, ponoć
lepiej znają. Nowotwór złośliwy kości strzałkowej. Jakoś
nieładnie brzmi. Mnie się nie podoba. Właściwie nikomu się nie
podobało. Mój sztorm był mój, i mojej mamy, i taty, i babci, i…
mój sztorm był sztormem wszystkich. Dopadł nas. Nie wypuszczał.
Nie pozwalał odpłynąć na bezpieczne wody. 2
lata… Ale w końcu odszedł. Zostawił ślady, na ciele, w
psychice. Ale odszedł. A gdyby tak nie odszedł? A gdybym… odeszła
ja?
Płyń.
Płyń. Dasz radę...
Mama. To na pewno ona mówiła. Jakby wiedziała. Jakby znała jakąś
tajemnicę morskich podróżników. Dobrze, że tak mówiła. I na
początku mojej podróży, 15 lat temu. I potem,
podczas sztormu. I teraz. Dobrze, że wierzyła i tą wiarą
zarażała. Dobrze, że jest przy mnie. I że ja jestem. Tylko
czasem, niezbyt często, czasem zadaję sobie pytanie: A gdybym tak
nie mogła płynąć dalej?
Julia J., IId (oddz. gimnazjalny)